Kiedy myślę o górach to mam najczęściej dwa skojarzenia: polskie Tatry- ten widok kiedy odkrywają się przede mną w drodze z Jabłonki na Czarny Dunajec oraz widok z samego szczytu Kitzsteinhorn poza trasy narciarskie na białe szczyty. Nie jestem wytrawnym górołazem, ale swego czasu zdarzało mi się zaliczyć latem lub zimą pieszą wycieczkę na jakiś szczyt. Wiem jak ciężko może być osiągnąć cel kiedy trasa wydaje się trudna, śnieg sięga po same uda, a ciepła czapka drażni swoją obecnością na czole. O ileż łatwiej jest wjechać na szczyt kolejką, ubrać deskę na nogi i dać się ponieść prędkości. A Wy co wybieracie?